W początkowym okresie istnienia bloga redagowałem cykl Jak zostałem matematykiem. Wreszcie dojrzałem do napisania kilku refleksji o moim licealnym nauczycielu matematyki, Panu Profesorze Wincentym Chrobaku. Zapraszam do lektury.
Moje czasy licealne przypadły na lata 1983–1987. Byłem uczniem I LO im. Mikołaja Kopernika w Bielsku–Białej — szkoły ze stuletnią już tradycją. Uroczyste obchody tego znakomitego jubileuszu odbyły się w sobotę, 23 listopada 2019 r. Stały się dobrą okazją do spotkania koleżanek i kolegów (nie tylko ze swojej klasy) oraz dawnych nauczycieli.
Jestem matematykiem, więc trudno się dziwić, że doskonale pamiętam mojego nauczyciela matematyki, mgra Wincentego Chrobaka. Nauczyciela szkoły średniej zwyczajowo tytułujemy profesorem. Tak! Pan Profesor zasłużył na to zaszczytne miano. Ilustrujące ten wpis zdjęcie przedstawia Profesora w otoczeniu kilku koleżanek z mojej klasy.
Uczęszczałem do klasy o profilu biologiczno–chemicznym. Można spytać, co przyszły matematyk tam robił? Otóż w pierwszych dwóch latach licealnej nauki nie myślałem o sobie w kategorii adoratora królowej nauk. Podczas procesu rekrutacyjnego chciałem podjąć naukę w klasie ogólnej, ale zdany na piątkę egzamin wstępny z chemii skłonił egzaminatora, Profesora Józefa Waliczka (zdjęcie poniżej), do zaproponowania mi klasy sprofilowanej.
Profesor Chrobak był moim matematykiem w klasach I, II i IV. Pamiętam go jako doświadczonego nauczyciela, który jasno potrafił przekazać swoją wiedzę. Ta jasność i dydaktyczne doświadczenie szczególnie objawiły się w klasie maturalnej. Profesor oczywiście wiedział, na jakie studia się wybieram. Szukałem wtedy matematycznego mentora. Profesor doskonale spełnił tę rolę. Potrafił wskazać rzeczy, które będą ważne dla przyszłego studenta. Wiele powiedział mi, na czym polega praca matematyka: zrozumienie definicji, proces dowodzenia twierdzeń itp.
Profesor Chrobak umiał indywidualizować swoje nauczanie. Moja klasa nie składała się bowiem z miłośników matematyki (oprócz mnie jako takie zrozumienie wykazywał jeszcze jeden kolega). Widział, że moje zdolności daleko odbiegały od przeciętnej. Przychodził na lekcję, zadawał zadanie, prosił uczniów o jego rozwiązanie. Z reguły byłem gotów po dwóch–trzech minutach, natomiast pozostali uczniowie potrzebowali połowy lekcji. W naturalny sposób zaczynałem rozrabiać. Pamiętam, że kiedyś przyniosłem sobie na lekcję herbatę i piłem ją ostentacyjnie. Profesor nie wyrzucił mnie za drzwi. Kazał dopić herbatę do końca i… rozpoczął tę właśnie indywidualizację nauczania znajdując dla mnie ciekawe zadania. W efekcie klasa rozwiązywała na lekcji (pod kontrolą nauczyciela) dwa lub trzy zadania, ja robiłem ok. dziesięciu.
W okresie wakacji nauczyciel biologii, prof. Wincenty Kufel, organizował spływy kajakowe Czarną Hańczą lub inne obozy wędrowne (w okresie mojej nauki uczestniczyłem w dwóch spływach i w jednym obozie w Bieszczadach). Profesor Chrobak był stałym uczestnikiem tych imprez. Nic tak nie integruje jak wspólne wiosłowanie, przygotowywanie i spożywanie posiłków, mieszkanie w jednym obozie.
Już w trakcie studiów odbyłem w mojej szkole miesięczną praktykę pedagogiczną. Nie wyobrażałem sobie innego miejsca, w krótym mógłbym praktykować. Z radością oczekiwałem ponownego spotkania z moim Profesorem. Miałem znakomitą okazję podpatrzeć go od drugiej strony biurka.
Jak bardzo trzeba nam nauczycieli z powołania. Profesor Wincenty Chrobak w pełni zasługuje na to określenie. Wywarł on duży wpływ na to, kim jestem teraz. Do dziś pamiętam jego uwagi o pracy z definicjami i stosuję je w swojej praktyce dydaktycznej. Za te wszystkie lata, za to, czego mnie nauczył, serdecznie dziękuję. Panie Profesorze, zaszczytem dla mnie było uczestniczyć w prowadzonych przez Pana lekcjach matematyki. Miło było jeszcze raz Pana spotkać!
Pięknie napisane. Takich nauczycieli nam potrzeba. Miał Pan Docent ogromne szczęście do Pana mgr Chrobaka. A post na blogu jak zwykle przeczytany z największą przyjemnością. 🙂