Przejdź do treści

Nie samą matematyką człowiek żyje

Życie nie jest tylko matematyką, a okres wakacyjny sprzyja odpoczynkowi. Jest też więcej czasu na wycieczki. Dlatego postanowiłem oderwać się od bieżącej działalności blogerskiej i opisać wycieczkę rowerową, na którą wybrałem się w niedzielę, 7 sierpnia.

Elefant

Większość wypraw rowerowych odbywam w okolicy Cieszyna (głównie jednak po czeskiej stronie ze względu na dobrą jakość nawet podrzędnych dróg). Tym razem postanowiłem pojechać pociągiem do Opawy, śląskiego miasta odległego od Cieszyna o ok. 70 km, aby stamtąd przyjechać rowerem do domu. Na powyższym zdjęciu w głębi widzimy pociąg, jakim jechałem. Jest to trzy–wagonowy skład piętrowy czeskiej produkcji. Jest marki Škoda i nazywa się wdzięcznie CityElefant. Wyposażony jest w cztery haki do przewożenia rowerów: dwa po jednej, dwa po drugiej stronie pociągu. Jak widać, mój rower mieści się wspaniale.

hak na rower

A to wnętrze pierwszego wagonu Elefanta…

Wnętrze Elefanta

… oraz autor dumny z odbywanej podróży.

Dumny amator kolejnictwa

Bilet kupiłem w Internecie (na polskich kolejach to także standard, ale chyba jest to jedyna cecha wspólna kolei polskich i czeskich). Nigdy jeszcze nie podróżowałem Elefantem. Dlatego po wejściu na peron podszedłem do maszynisty i spytałem, gdzie powinienem wsiąść. Ten bardzo uprzejmie poinformował mnie, że do pierwszego wagonu zaraz za jego kabiną. Wsiadłem więc, a za dwie minuty maszynista odwiedził mnie, sprawdził czy się rozgościłem i porozmawiał o mojej planowanej wycieczce.

Na czeskich pociągach można regulować zegarki. Wyjazd z Cieszyna 9:43, przyjazd do Opawy 11:14, wszystko zgodnie z rozkładem. Pociąg czysty, klimatyzowany, a w WC papier toaletowy, mydło, bieżąca woda. Niemożliwe? Przecież to normalność. Wystarczy na chwilę wystawić nos za granicę, żeby się nią nacieszyć. Kolej jest skomunikowana z autobusami, wszędzie można dotrzeć w sensownym czasie, nawet podczas weekendu.

Tak więc pociąg dotarł do Opawy. Jest to stare śląskie miasto. Działa tu Uniwersytet Śląski (nie mylić z polską uczelnią o tej nazwie) z prężnym wydziałem matematycznym. Po wyjściu z pociągu pojechałem na pobliski rynek. Na zdjęciu coś w rodzaju zwierzęcia z minionej epoki oraz fragment torów, zapewne tramwajowych.

Rynek w Opawie

Poniżej dowód rowerowego pobytu w Opawie. Oczywiście marnej wartości, ale Czytelnicy uwierzą, że to mój rower.

Rower w Opawie

Opawska katedra,

Katedra w Opawie

oraz teatr.

Teatr w Opavwe

Teraz teatr mam za plecami, a przed sobą widzę relikt minionej epoki. Taki pawilon zbudowano na starym przecież rynku. Koszmar.

Koszmarek z minionej epoki

Wyjeżdżam z Opawy kierując się do odległego o ok. 40 km miasteczka Studénka. Krajobraz Śląska Opawskiego jest pagórkowaty, chyba morenowy. Jedno zdjęcie z widokiem na góry…

Góry w okolicach Opawy

…a drugie na drogę.

Droga

Po drodze spotkałem ładny kościółek. To typowy widok czeskiej wioski.

Kościółek we wsi

Dojechałem do Studeńki. Znajduje się tu pałac z otaczającym go niewielkim parkiem. W pałacu jest biblioteka oraz… muzeum wagonów. Ze względu na brak czasu nie zwiedziłem go, jednak wrócę tu niebawem wraz z całą rodziną. Dla dzieci będzie to wielka atrakcja.

Poniżej wieża pałacowa.

Wieża pałacu w Studeńce

Tutaj wejście do parku.

Wejście do parku w Studeńce

A tu front pałacu. Wygląd bardzo interesujący.

Front pałacu w Studence

Sama Studeńka jest małym miasteczkiem robiącym wrażenie prowincjonalnego. Żyje chyba jedynie bezpośrednią bliskością Portu lotniczego Ostrawa im. Leoša Janáčka. Ma on długi pas startowy pozwalający przyjąć największe samoloty transportowe świata. Odbywają się stąd loty czarterowe, a także rozkładowe. Lotnisko do wielkich jednak nie należy.

W roku 2008 w Studeńce miała miejsce poważna katastrofa kolejowa. Na przejeżdżający pociąg zawalił się remontowany wiadukt. Zginęło siedem osób, w tym jedna Polka, 67 osób zostało rannych, w tym 15 ciężko (za Wikipedią). To jeszcze nie koniec nieszczęść: w roku 2015 wydarzyła się tu druga katastrofa, tym razem z udziałem polskiej ciężarówki. Była ona konsekwencją niezmiernej głupoty kierowcy, który za wszelką cenę chciał przejechać przez strzeżony przejazd kolejowy w momencie opuszczania zapór. Z ciężarówki uderzonej przez rozpędzony pociąg została tylko kabina kierowcy, który – o ironio – wyszedł z wypadku bez szwanku. Zginęły trzy osoby, a 20 zostało rannych.

Po zjedzeniu obiadu opuściłem Studeńkę kierując się w okolicę lotniska. Poniżej w oddali jego widok. Bardziej interesujące są jednak góry.

Lotnisko Ostrawa w okolicy Studeńki

Później skierowałem się w stronę Frydka–Mistka. Krajobraz mijanych wiosek jest podobny do tego przedstawionego na zdjęciach. Moją uwagę zwrócił ładnie położony kościółek.

Jeszcze jeden kościółek

A tu zatrzymałem rower wskutek skojarzenia wieży strażackiej remizy z minaretem. Kościół i remiza. Nieodłącznie blisko siebie we wsiach i małych miasteczkach. Remiza–minaret zlewająca się z kościołem — to trzeba było sfotografować.

Kościół i remiza-minaret

Z tego miejsca do Cieszyna zostało mi jeszcze ok. 40 km. Nie myślałem, że wycieczkę opiszę na blogu. Okolice Frydka–Mistka znam dość dobrze, wielokrotnie byłem tu rowerem, bo to miasto jest osiągalne w zwykłych przejazdach rowerowych startujących i kończących się w domu. Dlatego nie robiłem więcej zdjęć. Chęć fotografowania zastąpiło narastające zmęczenie. Interesującymi obiektami na trasie są zapora wodna w Żermanicach oraz druga w Cierlicku (w okolicy tej miejscowości zginęli w roku 1932 polscy piloci Żwirko i Wigura).

Wycieczkę rozpocząłem o 11:14, do Cieszyna dotarłem kilka minut po godzinie 19 przejeżdżając 105 km. Przerwa obiadowa trwała około godziny, było też kilka innych odpoczynków. Średnia prędkość przejazdu to 19 km/h. Jak na amatora całkiem dobrze.

Przeczytałem w Internecie, że okolice Opavy mają dobre trasy rowerowe. Dlatego zamierzam tu wrócić udając się np. do Bruntala i inną drogą z powrotem do Opawy. Trzy godziny w dobrym pociągu (konieczny jest przejazd i powrót) nie odstraszają.

Zapraszam do uprawiania wszelkich form aktywności fizycznej. Nie trzeba przejeżdżać aż 100 km. Każda odległość jest dobra, a wysiłek fizyczny doskonale wpływa na samopoczucie.

8 komentarzy do “Nie samą matematyką człowiek żyje”

  1. Jaki wspaniały artykuł! Zakochałam się w tym pociągu i zgadzam się — od zagranicznych maszyn bije komfort jazdy i kultura innych ludzi. Wzmianka o lotnisku także mnie miło zaskoczyła. 🙂 Nie przepadam za przejażdżkami rowerem, ale widzę, że punkty na trasie są warte poznania. 🙂
    Pozdrawiam cieplutko!
    P.S. Mi ostatnio mama chciała przetłumaczyć, że nie samą matematyką żyje człowiek. 😀

        1. Może dlatego, żebyś zwyczajnie odpoczęła. Dzień przed maturą rodzice zabrali mnie na cały dzień w góry, żebym broń Boże nie dotykał książek i już się nie uczył. Wtedy nie da się już niczego sensownego nauczyć. nerwy robią swoje, a liczy się systematyczna i długotrwała praca.

Napisz komentarz